walbrzych.dlawas.info - Andrzej Adamek został trenerem Górnika Zamek Książ Wałbrzych, występującego w Pekao S.A. 1 Lidze. W rozmowie z nami opowiada o swoich sukcesach, podróżach, powrocie do klubu, w którym rozpoczynał karierę oraz o planie na nowy sezon.
Jakie to uczucie powrócić do domu, do Wałbrzycha?
Nie chcę, by to zabrzmiało patetycznie, ale powrót do domu to zawsze coś miłego, a dla mnie jest to wydarzenie. Wracam nie tylko do domu, ale i do klubu, w którym się wychowałem. W Górniku stawiałem przecież pierwsze kroki jako koszykarz.
Adam Romański, komentator koszykówki w Polsacie Sport, wspominał niegdyś podczas transmisji, że jest Pan wielkim ambasadorem Wałbrzycha, bo tak dużo i ciepło Trener mówi o naszym mieście. Skąd ten przekaz? Może przez to, że Wałbrzych kojarzy się w Polsce niestety kiepsko i trzeba ten obraz zmieniać?
Zawsze podkreślam, że jestem wałbrzyszaninem. Mieszkam w Śródmieściu, nigdy się z naszego miasta nie wyprowadziłem, choć zdarzało się regularnie, że nie było mnie na miejscu przez dziesięć miesięcy w roku. W Wałbrzychu przez ostatnie lata zaszły olbrzymie przemiany. To zielone, coraz bardziej zadbane miasto, z wysokiej jakości, czystym powietrzem. Do tego dochodzi piękne położenie. Ktoś, kto nie dostrzega pozytywów w Wałbrzychu, wystawia miastu niesprawiedliwą ocenę.
W nowym sezonie powraca Pan po siedemnastu latach do pracy w 1 lidze, ale spotka tam starych znajomych. Niedźwiadki Przemyśl prowadzi Daniel Puchalski, Pana były klubowy kolega z Górnika. Jakie ma Trener związane z nim wspomnienia?
Z Danielem razem koszykarsko dorastaliśmy w Górniku. Pomimo, że związał życie z Przemyślem, o Górniku nie zapomniał. Rozmawiamy o tym, co słychać w klubie. Ja, z racji, że jestem bliżej, zawsze miałem tych informacji do przekazania więcej, a on z zainteresowaniem ich wysłuchiwał.
W przyszłym roku minie z kolei równo dwadzieścia lat od momentu, gdy zakończył Pan karierę zawodniczą. Jak przez te lata zmieniła się koszykówka?Wszystko się zmieniło. Koszykówka obecnie jest bardzo atletyczna. Zawodnicy wiedzą, że muszą dbać o swoje zdrowie i inwestować w swoje ciało, ich świadomość wzrasta. Sama gra wyraźnie przyśpieszyła, nabrała dynamiki, jest bardziej kontaktowa. Trening też jest inny, rozwinęła się praca nad elementami siłowymi i motorycznymi, nad prewencją przeciwko kontuzjom. Dużo zmieniło się również w taktyce, w samym rozstawieniu zawodników na parkiecie. Gdyby tak włączyć mecz tej samej ligi sprzed dwudziestu lat i porównać go z dzisiejszym, to jest przepaść.
Grał Pan w Szwecji, był trenerem w Tajlandii. Które miejsce jest fajniejsze do życia?
Zdecydowanie Azja. Pracowałem w drużynie z Bangkoku, graliśmy w rozgrywkach w rodzaju Azjatyckiej Ligi Mistrzów. Tajlandia, z punktu widzenia kulturowego i poznawczego, jest po prostu niesamowita. Miałem okazję zobaczyć, jak cały kontynent szybko się rozwija. Jeżeli ktoś był w Tajlandii dziesięć lat temu, to teraz przyjeżdżając nie pozna tego kraju. Trend rozwoju gospodarczego i technologicznego w Azji jest ogromny, w Bangkoku jest mnóstwo drapaczy chmur. Oczywiście nie można zapomnieć o rozwarstwieniu społecznym, bo na peryferiach ludzie wciąż niestety żyją bardzo skromnie.
W ostatnich latach Śląsk Wrocław występował w prestiżowych rozgrywkach Eurocup. Pan, jako asystent trenera, spędził wiele dni w podróży po Europie z tą drużyną. Jakie wyzwania stawia sportowe życie na walizkach?
Większość czasu człowiek spędza w podróży, pracuje w samolocie, autokarze i w hotelach. Kalendarz Eurocup jest naprawdę bardzo wymagający, wystarczy dodać, że dwa lata temu ostatni mecz play-off z Gran Canarią rozgrywaliśmy pomiędzy meczami play-off w polskiej lidze. Ale tak naprawdę każdy z nas to lubi. Zdarzają się opóźnienia lotów. Pamiętam taką podróż, która trwała trzydzieści cztery godziny. Zmierzaliśmy do Podgoricy, do Czarnogóry, na mecz pucharowy, ale międzylądowanie mieliśmy w Stambule. Z powodu burzy, lotnisko nie przyjmowało samolotów. Po wylądowaniu nikt z nas nie wiedział, kiedy ponownie wzbijemy się w powietrze. Gdy okazało się, że nic z tego nie będzie, to pojechaliśmy do hotelu, oddalonego o półtorej godziny drogi. Zostały nam trzy godziny snu, ponieważ wylot do Podgoricy następnego dnia zaplanowano o piątej rano, w dniu meczu. Totalne wariactwo. Takich historii jest naprawdę sporo. Zazwyczaj są mocno obciążające dla zawodników, bo potem to oni muszą rozegrać w Eurocup spotkanie z poważnym, wysokobudżetowym rywalem, pełnym koszykarzy z bardzo wysokiej półki.
Niedawno był Pan asystentem trenera reprezentacji Polski podczas Uniwersjady w Chinach. Co zaskoczyło pozytywnie, a co negatywnie w Państwie Środka?
Nowe dzielnice chińskich miast wyglądają jak nowojorski Manhattan. W oczy rzucają się szerokie ulice, dużo zieleni, wysokie biurowce. Do tego dochodzą olbrzymie osiedla, złożone z trzydziestopiętrowych budynków. Ponownie, jak w przypadku Tajlandii, różnica cen i standardu życia pomiędzy centrum a przedmieściami jest ogromna. W Chinach bardzo rozbudowany jest monitoring, obywatel non stop przebywa w oku kamery. Poczucie permanentnej kontroli jest wszędzie, w tym w Internecie. Dziś, w miastach Państwa Środka bardzo trudno zapłacić gotówką. Płatności wykonywane są przez aplikacje mobilne, chińskie odpowiedniki tych zachodnich. Identyfikacja twarzy na podstawie siatkówki oka, by gdzieś wejść lub za coś zapłacić, jest już tam właściwie na porządku dziennym.
Była okazja spróbować lokalnych specjałów?
Oczywiście. Jestem wielkim fanem kuchni azjatyckiej. Trudno mi się odnieść do potraw na bazie mięsa, bo jestem wegetarianinem. Natomiast kuchnia azjatycka jest pełna przypraw i jak na nasze standardy jest bardzo ostra. No i dla mnie numer jeden to owoce - świeże mango, ananas czy marakuja smakują niesamowicie. U nas tej jakości owoców nie można kupić w sklepie.
Skoro już mówiliśmy o koszykówce młodzieżowej. W 2019 roku zajął Pan drugie miejsce z kadrą Polski w turnieju U-18, awansując do najwyższej dywizji. W tym roku jednak biało-czerwoni 18-latkowie w kiepskim stylu spadli z powrotem do dywizji B. Bardzo źle wyglądała też kadra U-20. Z czego wynika tak słabe lato naszej młodzieży w europejskiej rywalizacji?
Młodzieżową kadrę Polski prowadziłem przez cztery lata. W zeszłym roku w tureckim Izmirze zajęliśmy bardzo dobre, dziewiąte miejsce w Mistrzostwach Europy U-18. Tegoroczna historia jest smutna, ale te turnieje są niesamowicie trudne. Odstajemy warunkami fizycznymi i wyszkoleniem technicznym od innych ekip. Każdy mecz w mistrzostwach dywizji A jest dla nas jak walka o życie. Takie spotkanie „o wszystko” nasza kadra U-18 przegrała z Danią, gdzie atletyzm Duńczyków był na wyższym poziomie. W naszym szkoleniu mamy tendencję, by wysokich chłopaków od razu ustawiać pod koszem. Niestety, koszykówka idzie w inną stronę. Tego wzrostu potem nam brakuje na pozycjach obwodowych. Wystarczy spojrzeć na pierwszą reprezentację, gdzie świetną robotę w roli rozgrywającego robi wysoki Mateusz Ponitka. Należy sobie uzmysłowić, że koszykówka jest dyscypliną numer dwa na świecie, po piłce nożnej. Z powodu jej popularności, jest mocno doinwestowana. Wiele federacji inwestuje potężne pieniądze, na przykład ostatnio Kosowo mocno postawiło na amerykańskich trenerów po to, by podnieść poziom szkolenia.
A czy to nie jest tak, że wybieramy z małej liczby młodych zawodników? U nas siatkówka zabiera wysokich chłopaków.
Na pewno dużo chłopaków idzie do siatkówki, bo w naszym kraju akurat ten sport jest bardzo popularny. Jestem jednak przekonany, że w Polsce jest na tyle utalentowanej młodzieży, że wystarczy dla wszystkich. Trzeba jej poszukać i zachęcić do pracy.
Podczas swojej kariery zawodniczej i trenerskiej wywalczył Pan w sumie aż siedemnaście medali mistrzostw Polski. Który był najcenniejszy?
Medal to jest piękna nagroda w momencie, gdy się ją otrzymuje. Parę dni później się o tym jednak zapomina, bo rozpoczynają się przygotowania do kolejnego sezonu. Najbardziej bliskie jest mi złoto z 2012 roku, gdy prowadząc drużynę Asseco Prokomu Gdynia zdobyliśmy mistrzostwo Polski, po pokonaniu Trefla Sopot. Nie wszystkie medale mam w posiadaniu, bo część trafiła na aukcje charytatywne. Nie jestem aktywny w mediach społecznościowych, zaglądam tam raz na pół roku, ale gdy jest możliwość pomocy i wsparcia, czy to w licytacji, czy przez Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy, to jestem na to otwarty.
Wróćmy do naszego Górnika. Zespół przeszedł kadrową rewolucję. W skali od 1 do 10, jak bardzo jest Pan zadowolony ze zbudowanej drużyny?
Ciężko mi się odnieść na tak postawione pytanie. Myślę, że jeszcze moja znajomość 1 ligi i tych zawodników pozostawia nieco do życzenia. Ta liga ma inną specyfikę. Oglądałem mecze z zeszłego sezonu, obserwuję sparingi, rozmawiam z graczami i trenerem Rafałem Glapińskim, który jest dla mnie dużym wsparciem. Mogę z całą pewnością powiedzieć, że zawodnicy, których mamy, bardzo dobrze pracują. Należą im się brawa, choć mieliśmy swoje problemy. David Jackson przechodził zatrucie pokarmowe, a po wyjściu ze szpitala pracował nad odbudową masy mięśniowej. Będziemy doprowadzać go z powrotem do formy i myślę, że w dalszej części sezonu pokaże jak wartościowym jest zawodnikiem. David to uniwersalny gracz, będzie nam pomagał także jako rozgrywający.
Jaką charakterystykę ma mieć prowadzony przez Pana wałbrzyski zespół?
Mocno pracujemy nad grą w obronie, nad naciskiem na zawodniku z piłką. Uczymy się komunikacji na boisku, odpowiednich zachowań przy przekazywaniu rywala w defensywie. Stopniowo będziemy dokładać systemy gry w obronie, ale chcemy też przyspieszać, szybko przechodząc do ataku. Będziemy chcieli wykorzystywać przewagi Piotrka Niedźwiedzkiego pod koszem oraz szukać najmocniejszych stron u zawodników, których posiadamy.
Postawmy sprawę jasno. Nasza drużyna nie będzie faworytem do wygrania ligi. Jak więc ostudzić rozgrzane głowy wałbrzyskich kibiców, którzy myślą wyłącznie o awansie?
Kibice mają prawo do swoich opinii. Dopingują swoją drużynę, chcą, by ta osiągała jak najlepsze wyniki. To są naturalne sytuacje. Osobiście liczę na dobre widowiska. Już kilka lat temu mówiłem, że moim marzeniem jest, by hala w Wałbrzychu była na meczach zapełniona. To już się dzieje od kilku lat, co oznacza, że kibice byli usatysfakcjonowani z wyników. Oczywiście marzeniem każdego jest, by uzyskać awans do ekstraklasy. Powiedzmy sobie szczerze, że powstanie spółki Górnik Kosz jest dużym krokiem naprzód, w kierunku przygotowania klubu do osiągnięcia pewnej sprawności organizacyjnej, niezbędnej po ewentualnym awansie. Co do drużyny – jeżeli nadarzy się cień szansy, by powalczyć o awans już w tym roku, to na pewno nie odpuścimy.
Podsumowując, jak zmienił się Andrzej Adamek od 2009 roku, gdy ostatnio pracował w Górniku?
Mam takie odczucie, że człowiek zmienia się z każdym rokiem. Nabieramy mądrości i pokory do pracy, sportu, życia. Pojawia się refleksja. Zawsze powtarzałem, że jestem zwolennikiem budowania czegoś od podstaw, w synergii, przez współpracę. Wyznaję zasadę, że przy stole można rozwiązać każdy problem, gdy tylko jest ochota na rozmowę. Pewnie zmieniłem się przez lata jako człowiek, w jednych kwestiach na lepsze, w drugich na gorsze (śmiech). W porównaniu do przeszłości, na pewno nie jestem już na tyle pobłażliwy w stosunku do zawodników. Praca trenera ma to do siebie, że samą prośbą nie uzyska się efektów. Koszykarze mają różne charaktery. Jednych trzeba motywować, drugich inspirować, a jeszcze innych po prostu zagonić do pracy. Do każdego jest jakiś klucz, tylko trzeba cierpliwie poszukać.
Andrzej Adamek (ur. 1972 w Wałbrzychu) - jako zawodnik, trzykrotny mistrz Polski ze Śląskiem Wrocław, brązowy medalista z Polonią Przemyśl oraz Prokomem Trefl Sopot, zdobywca Pucharu Polski z Prokomem. Reprezentant Polski, pięciokrotny uczestnik Meczu Gwiazd. Jako asystent trenera, dwukrotny mistrz Polski w barwach Asseco Prokomu Gdynia, trzykrotny ze Stelmetem Zielona Góra i raz w Śląsku Wrocław. Samodzielnie siegnął po tytuł z Asseco Prokomem w 2012 roku. Do tego w roli asystenta trzy razy wywalczył wicemistrzostwo Polski (Turów Zgorzelec, Stelmet Zielona Góra, Śląsk Wrocław) i dwa razy brązowy medal (Śląsk). Dwukrotny zdobywca Pucharu Polski (Stelmet) i Superpucharu Polski (Asseco, Stelmet) jako drugi trener. Były asystent szkoleniowca pierwszej reprezentacji Polski oraz trener młodzieżowych kadr biało-czerwonych. Górnika prowadził wcześniej w latach 2004-06 i w 2009 roku.
Źródło: walbrzych.dlawas.info
<-- Cofnij