walbrzych.dlawas.info - Jeśli jesteście fanami koszykarskiego Górnika na pewno w małym palcu macie obcykane największe sukcesy klubu. Ile razy wałbrzyszanie byli mistrzami Polski, kim byli Mieczysław Młynarski, czy Stanisław Kiełbik? Uwierzcie jednak, że przed „złotą erą” biało-niebieskich, basket też rozwijał się w mieście. Były małe sukcesy, nieco większe marzenia i wielcy bohaterowie.
Na opowieść o najpoważniejszych sukcesach koszykarskiego Górnika i największych gwiazdach zespołu przyjdzie jeszcze czas. Żeby zachować chronologię chcemy się mocno zapuścić w przeszłość. Tak kilkadziesiąt lat wstecz. Wyciągnąć porządnie żurawia za siebie i przyjrzeć się temu, o czym niekoniecznie wszyscy wiedzą.
Sekcję koszykówki w Górniku powołano dopiero pod koniec 1946 roku. Wszystko za sprawą nieżyjącego już i nieco zapomnianego Romana Granowski. O tym, że początki basketu w Wałbrzychu były trudne, nie trzeba chyba nikogo przekonywać. Spotkania i treningi odbywały się przeważnie na boiskach ziemnych na świeżym powietrzu. Sale sportowe przejęte przez Polaków po wojnie nie odpowiadały wymogom koszykówki. Były to typowe sale gimnastyczne, które dopiero trzeba było zaadoptować na potrzeby nowej dyscypliny sportu. Druga połowa lat 40. to zupełna partyzantka. Warto jednak dodać, że pierwszymi koszykarzami tworzącej się sekcji w Górniku byli wspomniany już Granowski, bracia Wyrwasowie, a także Stefan Maćkowiak, Erwin Ślepokura, Stanisław Jureczko, Henryk Tumiłowicz i Zbigniew Kołomyjec. Ciekawą postacią był zwłaszcza ten ostatni. Kołomyjec przyjechał do Wałbrzycha w lecie 1948 roku. Ten urodzony w Stanisławowie były żołnierz AK, studiował we Wrocławiu, a przygodę zarówno z koszykówką jak i piłką ręczną, siatkówką czy piłką nożną rozpoczynał w MKS Inowrocław. Z podjęciem przez niego treningów w Górniku wiąże się ciekawa anegdota, która wiele mówi o tamtych czasach. Do drużyny Kołomyjec trafił całkowicie przypadkowo. Pewnego dnia przechodził obok boiska, gdzie grało kilku wyższych od niego mężczyzn. Było ich 9. Coś pokrzykiwali, wyglądało, że byli zdenerwowani. Gdy zobaczyli przyglądającego się im chłopaka skinęli, żeby podszedł. Zapytali, czy nie chciałby spróbować. Bez wahania zgodził się, zostając 10 zawodnikiem „ekipy”. Dzięki niemu można było „sprawiedliwie” rozegrać spotkanie. W taki osobliwy sposób zaczęła się przygoda Zbigniewa Kołomyjca z wałbrzyskim basketem. Nie będziemy mydlić wam oczu. W kolejnych dwóch dziesięcioleciach koszykarze spod Chełmca nie byli potęgą. Początkowo grywali w klasie A, później w II lidze, która przez wiele lat różnie była nazywana, ale o ekstraklasie nikt jeszcze wtedy nawet nie marzył.
Tu na chwilę musimy zatrzymać opowieść, bo trzeba wspomnieć o niezwykłym człowieku. Całkowicie oddanym dyscyplinie, do tego sympatycznym, cieszącym się wielkim szacunkiem wśród zawodników. To Stanisław Rytko. Nie lubimy tego słowa, ale w tym przypadku chyba nie będzie to nadużycie. To legendarny szkoleniowiec Górnika, który trenował zespół łącznie przez szmat czasu. Nawet jeszcze w latach 70. Zastanawiacie się jak trafił do Wałbrzycha. Nie jest to wcale skomplikowana historia. W 1948 roku utworzono przy Zarządzie Okręgu Związku Zawodowego Górników w Wałbrzychu Radę Okręgową Zrzeszenia Sportowego Górnik (mamy nadzieję, że nic nie pokręciliśmy w nazewnictwie), której przewodniczącym wybrano Juliana Borka. To ten działacz, nawiasem mówiąc zakochany w koszykówce poznał na jednym z kursów instruktorskich w lecie 1948 roku Stanisława Rytko, wówczas studenta Studium Wychowania Fizycznego przy Wydziale Lekarskim Uniwersytetu Wrocławskiego. Jakbyśmy dziś powiedzieli, skutecznie „nawinął mu makaron na uszy”, nakłaniając do przyjazdu pod Chełmiec. O dziwo Rytko szybko się zgodził i już w sezonie 1948/49 Górnik miał po raz pierwszy trenera z prawdziwego zdarzenia. To było nie lada wydarzenie. Zespół zaczął trenować w hali przy ul. Masarskiej (obecnie Pl. Teatralny), którą zaadoptowano na potrzeby koszykarzy. Salę przejęto od rzeźni miejskiej. Był to duży obiekt, idealnie nadający się na halę koszykarską, zarówno pod względem wymiarów jak i zaplecza socjalnego. Dodatkowym atutem była możliwość wybudowania na jednej ze ścian trybun dla kibiców, którzy dużo później będą z wielkim sentymentem wspominać ten obiekt. Ale o tym kiedy indziej.
Stanisław Rytko urodził się 17 lipca 1928 roku w Tarnogrodzie Lubelskim, a szkoleniowcem biało-niebieskich był ledwie przez dwa sezony. Gdy w 1950 roku skończył naukę we Wrocławiu, przestał trenować naszych graczy i rozpoczął pracę jako instruktor wychowania fizycznego w Wojewódzkim Ośrodku Szkolenia Sportowego w Przemyślu. Później krótko pracował w Zielonej Górze. Potem wraz z żoną Hanną przeniósł się do Kielc. Tam oraz w Radomiu miał budować męską koszykówkę. Nie dane mu było dokończyć dzieła, ponieważ na swej drodze ponownie spotkał… Juliana Borka, a ten jak już na kogoś zagiął parol to koniec. Znów namówił Stanisława Rytko na przyjazd do Wałbrzycha W 1954 roku Rytko ponownie został opiekunem koszykarzy Górnika, z którymi wkrótce awansował do II ligi, co uznano w mieście za wielki sukces.
W tym samym okresie w Wałbrzychu osiadła pierwsza koszykarska gwiazda. Późniejszy reprezentant kraju, uczestnik ME, wybitny strzelec. Być może już domyślacie się o kogo chodzi. Mieliśmy szczęście, że pod koniec lat 40. wraz z rodziną przyjechał w te strony Jerzy Sterenga i już został na stałe. Urodził się 3 lutego 1926 roku w Wilnie. Jako 11-letni chłopak, niezwykle wysoki i sprawny jak na swój wiek, trafił do szkolnej drużyny. Cztery lata później występował w Kownie, grając jednocześnie w reprezentacji juniorów Litwy. Rozwój jego talentu zatrzymał wybuch wojny. Po robotach przymusowych w Niemczech, kilka lat po wojnie przyjechał do Wałbrzycha, ale przebywał tu krótko. Wypatrzył go trener Jan Rudelski, w późniejszym czasie twórca potęgi Wybrzeża Gdańsk i namówił na grę w gdańskiej Spójni (tak nazywało się wtedy Wybrzeże). Od 1951 do 1954 roku Jerzy Sterenga prowadził intensywny tryb życia. Mieszkał, pracował i trenował w Wałbrzychu, a na mecze dojeżdżał najpierw do Gdańska (przez sezon 1951/52), a później do Warszawy, gdzie przez dwa sezony bronił barw Polonii. Oba kluby występowały wówczas w ekstraklasie. To właśnie z Czarnymi Koszulami w 1954 roku zdobył wicemistrzostwo Polski. To jeszcze nic. Przez 4 lata Jerzy Sterenga grał w reprezentacji Polski, rozgrywając 46 oficjalnych spotkań i zdobywając w nich łącznie 425 pkt. Tych nieoficjalnych, towarzyskich meczów było łącznie ponad 100. Szczyt kariery Jerzego Sterengi przypadł na mistrzostwa Europy w Budapeszcie, które rozgrywano w czerwcu 1955 roku. Polska reprezentacja zajęła w tej imprezie 5 miejsce, a Sterenga występował w pierwszej piątce. Wówczas był już zawodnikiem Górnika, do którego dołączył w 1954 roku. W tym samym czasie, w którym biało-niebieskich przejął po raz drugi trener Stanisław Rytko. Sterenga w uznaniu zasług został uhonorowany tytułem Mistrza Sportu i Zasłużonego Mistrza Sportu. Z PZKosz otrzymał złotą odznakę. Dostał też medal na 100-lecie polskiego sportu. Jerzy Sterenga zmarł 19 lipca 1999 roku. Koszykarzami byli także jego syn Jan oraz trzech wnuków: Marcin, Michał i Maciej.
Sezon 1954/55 był jeszcze taki sobie w wykonaniu wałbrzyskich koszykarzy. Mimo, że występowali ze Sterengą w składzie. Przełom nastąpił w kolejnym roku, gdy do zespołu dołączył Henryk Popielewski, wychowanek trenera Józefa Bączkowskiego w LO im. Kasprowicza w Inowrocławiu. Popielewski dołączył do Górnika z AZS-u Toruń i wraz z Jerzym Sterengą stworzył duet nie do zatrzymania dla rywali w klasie A. Bywało, że obaj koszykarze zdobywali ogromną większość punktów w ligowych meczach. Gdy Górnik przekraczał 80 zdobytych punktów w spotkaniu, Sterenga miał na koncie nierzadko po 35, a nawet przeszło 40 oczek, a Popielewski dokładał 25 i więcej punktów. Zespół prowadzony przez Stanisława Rytko z ławki i kierowany na parkiecie przez dwóch gwiazdorów, w sezonie 1955/56 wywalczył po raz pierwszy awans do II ligi.
Tekst: Tomasz Piasecki
<-- Cofnij