walbrzych.dlawas.info - Ogromne emocje w środowych derbach Suzuki 1 Ligi w Aqua Zdroju. Górnik Trans.eu Wałbrzych uciekł spod gilotyny i pokonał PGE Turów Zgorzelec 70:68, choć zagrał najgorszy mecz u siebie w tym sezonie. Ostatnie trzy minuty kibice obserwowali na stojąco, głośno dopingując biało-niebieskich.
W sobotę, 5 lutego nasi zmierzą się na wyjeździe z Decką Pelplin, a 12 lutego podejmą w Aqua Zdroju Miasto Szkła Krosno (godz. 17:00).
(16-5) Górnik Trans.eu Wałbrzych - (2-17) PGE Turów Zgorzelec 70:68
Górnik: Jakóbczyk 19 (2x3), Niedźwiedzki 16, Ratajczak 13 (3x3), Pabian 8 (2x3, 11zb.), Kruszczyński 6, Dymała 7 (1x3), Durski 1, Cechniak 0.
Turów: Bochno 15 (5x3), Marek 15, Traczyk 15 (1x3), Heliński 12 (1x3), Marcinkowski 4 (1x3), Pruefer 3, Stawiak 2, Maciejak 2, Fudziak 0.
Na początku sezonu tonasi zwyciężyli w Zgorzelcu 97:60, ale w ekipie Turowa doszło od tego czasu do wielu zmian. Tamten mecz pamięta jedynie czterech koszykarzy (Maciejak, Fudziak, Heliński, Marcinkowski). Już od dobrych kilku tygodni ekipa z granicznego miasta jest bardzo konkurencyjna dla rywali, o czym zresztą niedawno wspominał trener Górnika, Łukasz Grudniewski, określając Turów czwartą, piątą siłą całej ligi.
Grudniewski miał jednak na myśli Turowa w pełni zdrowego. W Wałbrzychu nie zagrał kontuzjowany Adrian Kordalski, lider zielono-czarnych (w tym sezonie śr. 22.8 pkt, 6.3 zb i 8 as w czterech meczach). Wydawało się, że osłabieni brakiem swojego rozgrywającego goście nie będą zagrożeniem dla wałbrzyszan. Nic bardziej mylnego. Górnicy mieli ogromne kłopoty. Często forsowali rzuty, grali zbyt indywidualnie i niedokładnie. W całym meczu trafili niecałe 30 proc. prób z gry: „Turów jest całkowicie innym zespołem niż w pierwszej rundzie. Dziś pokazali charakter. Pomimo tego, że mieliśmy otwarte rzuty, to nie mogliśmy trafić do kosza. Jestem zadowolony, że walczyliśmy do końca, choć nam nie szło, to nie był nasz dzień" – stwierdził trener Grudniewski.
Po wyrównanej pierwszej połowie przyjezdni odskoczyli na 55:43 w trzeciej kwarcie. Na nieco ponad trzy minuty przed końcem czwartej odsłony Turów prowadził 63:59, ale wtedy wzmocnił się doping kibiców Górnika, którzy rozpoczęli obserwację boiskowych wydarzeń na stojąco.
Na 23 sekundy przed końcową syreną arcyważny rzut za trzy trafił Krzysztof Jakóbczyk (na 69:67): „Robiliśmy skauting, wiedzieliśmy, kto trafia z dystansu. Zamiast bronić do końca Jakóbczyka, typowego strzelca, zrobiliśmy zamianę krycia, która była kompletnie niepotrzebna” – skomentował na gorąco po spotkaniu trener gości, Wojciech Szawarski. Warto podkreślić, że rzucający Górnika spudłował dziewięć (!) wcześniejszych rzutów zza łuku, a ostatni raz trafił z dystansu w drugiej minucie, czyli na samym początku meczu. Do remisu mógł doprowadzić Kacper Traczyk, ale w siatce znalazł się tylko jeden z dwóch rzutów wolnych tego wychowanka Zastalu (69:68), na pięć sekund przed zakończeniem czwartej odsłony. Faulowany Jakóbczyk trafił z linii raz (70:68), co dało Turowowi cztery sekund na odpowiedź.
Po przerwie na żądanie na parkiecie nie oglądaliśmy już Bartosza Bochno, który trafiał ważne rzuty pod presją (przekroczył limit przewinień). Piłka w ostatniej akcji znalazła się w rogu boiska, w rękach Macieja Marcinkowskiego, ale ten pod presją rywali popełnił błąd kroków, co ustaliło wynik meczu: „W ostatniej akcji piłka nie miała trafić do Marcinkowskiego. Do podania wychodzili Traczyk i Heliński i to oni mieli rzucać. Powiedzieliśmy sobie, że jeżeli nie będzie otwartej pozycji z dystansu, trzeba atakować obręcz, a nie wychodzić z piłką na aut w rogu boiska. Nie chcę rozwijać tego tematu, bo powiedziałem chłopakom w szatni, co o tym myślę. Oni wciąż się uczą, to drużyna budowana po drodze. Nie znamy się jeszcze tak dobrze – dodał wyraźnie rozgoryczony po meczu Szawarski.
Swojego rozczarowania nie krył także wspomniany Bochno: „Dobrze się przygotowujemy do każdego meczu, każdy jest skoncentrowany, ale w trzecim spotkaniu z rzędu brakuje nam szczęścia i chłodnej głowy. Zabrakło mądrości w obronie, dobrych zasłon w ataku i egzekucji w decydujących momentach”.
O braku opanowania i cierpliwości w grze mówił również trener Szawarski: „Gratulacje dla Górnika za to, że wyciągnęli mecz, który – wydawało się – im uciekł. Gdy po trzech kwartach prowadzi się dziesięcioma punktami, a potem przegrywa spotkanie, to zawsze pozostaje niedosyt. Niestety, brakuje nam doświadczenia w tej lidze, głowy były gorące. U niektórych widziałem strach w oczach, co powodowało złe decyzje”.
W Górniku 8 „oczek” (2/7 z gry) zanotował Hubert Pabian, co zakończyło jego serię czternastu meczów z rzędu z dwucyfrową zdobyczą punktową. Dużo poniżej swojego poziomu zaprezentował się Marcin Dymała (2/11 z gry, 4 asysty, ale i 6 strat), a w drugim kolejnym meczu problemy z przewinieniami solidarnie dopadły wysokich, czyli Niedźwiedzkiego i Cechniaka. Warto podkreślić, że biało-niebiescy wciąż walczą z urazami. Od dłuższego czasu nie oglądamy w akcji Jana Malesy, brakuje także Kamila Zywerta: „Mamy delikatne problemy zdrowotne, każdy narzeka na [mniejsze bądź większe] dolegliwości. Fizycznie nie jest łatwo, ale musimy sobie radzić, taki nasz zawód. Jedziemy do Pelplina po zwycięstwo” – powiedział po meczu Bartłomiej Ratajczak, skrzydłowy Górnika, doceniając także rolę kibiców w ostatnich trzech minutach: „Wyciągnęliśmy ten mecz charakterem i obroną. Myślę, że te dwa zdobyte punkty będą bardzo ważne w kontekście ligowej tabeli. Wsparcie kibiców daje nam dodatkową energię. Na pewno głośniejszy doping w końcówce nas poniósł” – kończy kapitan wałbrzyskiego zespołu.
<-- Cofnij