Grażyna Kulesza Szypulska: Sezon 1985/1986 był szczęśliwy dla koszykarzy Górnika. Po sezonie zasadniczym zajmowali czwarte miejsce w tabeli i rozpoczęli walkę o medale. Ich pierwszym rywalem był Zastal Zielona Góra. Górnicy wygrali w Zielonej Górze 64:61, a następnie u siebie 99:78. W drugiej rundzie trafili na Śląsk Wrocław, w barwach którego grał wówczas Stanisław Kiełbik (odbywał w ten sposób obowiązkową zasadniczą służbę wojskową). Wrocławianie zajmowali pierwsze miejsce w tabeli i byli typowani na mistrza Polski. Górnik skorygował te typy i plany. Najpierw wygrał u siebie 93:72, potem pokonał „wojskowych” na ich terenie 67:63.
W finale wałbrzyszanie zmierzyli się z Zagłębiem Sosnowiec. W pierwszym meczu wygrali 85:84, a decydujące o zwycięstwie punkty zdobył z linii rzutów osobistych Wojciech Krzykała. Niestety, na swoim terenie Zagłębie wygrało dwukrotnie: 82:74 oraz 76:72 i zdobyło mistrzowski tytuł. W Wałbrzychu również świętowano. Srebrny medal był sukcesem.
Oto jak podsumowała ten szczęśliwy sezon ówczesna Trybuna Wałbrzyska z dn. 01.04.1986:
Medal, który był potrzebny
Po dwóch latach „chudszych”- czwartym i piątym miejscu- koszykarze Górnika Wałbrzych ponownie zdobyli medale mistrzostw kraju. Sukces ten cieszy tym bardziej, że był niespodziewany. Mało kto bowiem przypuszczał, iż w sezonie 1985/86 nasz zespół włączy się do rozgrywki o medale. Ba. „Przegląd Sportowy” po dwoch porażkach w pierwszej rundzie napisał nawet, że wydaje się, iż Górnik Wałbrzych już na dobre odpadł z krajowej czołówki. Jak się okazało było to zbyt wczesne podzielenie skóry na żyjącym jeszcze niedźwiedziu…
Oto bowiem Górnik był drużyną, która najbardziej „namieszała” w koszykarskim światku. Kiedy większość już tylko czekała na wręczenie złotych medali Śląskowi Wrocław, nasi koszykarze pokazali na co ich faktycznie stać. Atutem Górnika był regulamin rozgrywek. Przez cały sezon wałbrzyszanom było trudno - z różnych przyczyn - grać na jednakowym, wysokim poziomie. Ale po zapewnieniu sobie miejsca w „górnej czwórce”, nasz zespół jeszcze raz zmobilizował się. A mecze ze Śląskiem i Zagłębiem pokazały, iż awans do finału ligi nie był przypadkiem, uśmiechem fortuny czy wynikiem słabości rywala. Górnik potrzebował tylko dwóch meczów, by wygrać ze Śląskiem, ogólnym faworytem ligi. Dokonał tego, czego nie udało się żadnej innej drużynie… A finał ? Fantastyczny mecz w Wałbrzychu z Zagłębiem. Nie była to finezyjna koszykówka, piękna dla oka, ale była to gra pełna walki, poświęcenia, woli zwycięstwa. Wygrana Górnika w Wałbrzychu jednym punktem była szczęśliwa, ale zasłużona, o czym przekonały nas dwa kolejne mecze w Sosnowcu. To Górnik nadawał ton walce niemal przez całą pierwszą połowę drugiego spotkania i był równorzędnym przeciwnikiem podczas trzeciego meczu. A przecież grał na wyjeździe, co ma duże znaczenie w momencie, gdy gra idzie o wielką stawkę.
Trzeba sobie jasno powiedzieć, że srebrny medal to duży sukces koszykarzy. Porównałbym go z pierwszym medalem zdobytym - też srebrnym - w 1981 roku. Wówczas Górnik przebojem wdarł się do krajowej czołówki i pozostaje w niej przez 6 lat. Oczywiście cieszylibyśmy się, gdyby Górnik został mistrzem ba, był tego bardzo bliski. Wiadomo, apetyt rośnie w miarę jedzenia. Ale przecież Śląsk, Lech czy Zagłębie mają lepszy skład, bardziej wyrównany, „bogatsza” ławkę rezerwowych. Wszystkich rzeczy nie można przeskoczyć ambicją czy wolą walki. Cieszmy się wiec z tego, że koszykarze udowodnili iż Wałbrzych nadal liczy się w polskim sporcie…
Różne koleje losu przechodził zespół w minionym sezonie. Zaczął rozgrywki z kilkoma kontuzjowanymi zawodnikami (po dyskwalifikacji powracał dopiero do zespołu Młynarski). Pisaliśmy o tym wszystkim na łamach „TW”. Dzisiaj można rzecz, że niewiele było osób, które wierzyły, iż tą drużyną możemy jeszcze sięgać po medale. Jednym z tego małego grona był trener Arkadiusz Koniecki. On to przekonywał zawodników i działaczy, iż Górnika stać na… wicemistrzostwo kraju. Tak mówił przed rozgrywkami i powtórzył to po pierwszej rundzie, kiedy w zespole nie działo się najlepiej, aż wreszcie udało się zjednoczyć zespół, który w ważnych meczach wzniósł się na wyżyny swoich umiejętności i wygrywał. Przegrał „złoto”, ale po walce, grze ambitnej.
Co dalej z koszykarzami ? Czy utrzymają to wysokie miejsce, czy też „srebro” jest już tylko „łabędzim śpiewem” dość zaawansowanej wiekowo drużyny? Mecze finałowe pokazały nieco inne oblicze Górnika. W Sosnowcu bardzo dobrze grali Zbigniew Schmutzer, Stanisław Anacko, Jerzy Żywarski. Jak zwykle niezawodny jest Tadeusz Reschke, nadal można liczyć na Zenona Kozłowskiego. Jeżeli nawet zakończy bogatą karierę Wojciech Krzykała (jak bardzo przydał się Górnikowi w tym sezonie widzieliśmy na meczach ze Śląskiem i Zagłębiem), jeżeli wyjedzie za granicę Mieczysław Młynarski, to w Górniku nie zostanie spalona ziemia. Są przecież Stanisław Anacko i Jarosław Ludzia. Oby do formy powrócił Lech Pacuła. Ci zawodnicy muszą uwierzyć w siebie, przełamać własne kompleksy. Za rok (a może wcześniej, po nieudanym finiszu Śląska ?) powinien wrócić Stanisław Kiełbik. Są jeszcze młodsi zawodnicy- Markowski, Winiarski, Wiski. Górnikowi trzeba koszykarzy wysokich, do walki pod tablicami. I Górnik już takich szuka. Obecny zespół może przez 2-3 lata być w czołówce, a jego uzupełnienia powinny następować cyklicznie. Właśnie po to był potrzebny ten medal, by zwrócić uwagę klubu i środowiska na koszykarzy. Tej sekcji trzeba pomóc, zasłużyła sobie na to wynikami ostatnich lat. Srebrny medal winien być więc odpowiednio doceniony i zdyskontowany. Jeszcze raz serdecznie gratulujemy zawodnikom i trenerom. Oni zrobili już swoje, teraz czas na działaczy…
Bogdan Skiba
Ten rzut Wojciecha Krzykały zadecydował, że Górnik wygrał z Zagłebiem w Wałbrzychu.
Drużyna Górnika Wałbrzych w sezonie 1985/86.
Od lewej stoją: kier. drużyny - Leon Klonowski, II trener - Jan Lewandowski, Mariusz Winiarski, Krzysztof Kacoł, Zbigniew Słomiński, Lech Pacuła, I trener - Arkadiusz Koniecki.
W dolnym rzędzie od lewej: Grzegorz Markowski, Zenon Kozłowski, Paweł Wiski, Wojciech Krzykała, Jerzy Żywarski, Jarosław Ludzia, Stanisław Anacko.
Zdjęcia: L. Tarnawski
<-- Cofnij