nww24.pl - Los mi nie zabrał nigdy koszykówki. Los mi dał, inne nowe życie i to dobre życie, w którym mogę grać dalej w koszykówkę i dlatego jestem szczęśliwy - tak sobie myślę - mówi Marcin Balcerowski, były koszykarz wałbrzyskiego „Górnika", a dziś reprezentant Polski w koszykówce na wózkach, który zagra na XIV Letnich Igrzyskach Paraolimpijskich w Londynie.
Paraolimpiada rozegrana zostanie w tym samym mieście i na tych samych obiektach sportowych, co XXX Letnie Igrzyska Olimpijskie w dniach od 29 sierpnia do 9 września 2012. Dodajmy, że reprezentacja Polski w koszykówce wystąpi na paraolimpiadzie po raz pierwszy w historii tych zawodów.
- Pochodzę ze Świdnicy, urodziłem się w 1977 roku. O tym, że koszykówka jest dla mnie ważna wiedziałem od zawsze. Grałem w nią jeszcze jako dzieciak na podwórku z kolegami. Malowaliśmy sobie kredą linie boiska na asfalcie. Spędzaliśmy na tym graniu długie godziny. Z taką pasją przecież nie mogło być inaczej. Treningi zacząłem już od ósmej klasy szkoły podstawowej i potem w liceum. Zauważył mnie trener koszykarzy „Górnika" Henryk Zając, który mieszkał w Świdnicy. Dzięki niemu trafiłem do drużyny juniorów młodszych „Górnika".trenowanej przez Wojciecha Krzykałę – opowiada Marcin Balcerowski.
Jeździł do Wałbrzycha na mecze pierwszej drużyny seniorów, która wtedy święciła wielkie triumfy. Na tych meczach „Górnika" panowała wówczas specyficzna atmosfera.
- Po kilka tysięcy kibiców skandowało zawodnikom i ja też. Przyjemnie było móc poczuć tę atmosferę i ten wielki entuzjazm wałbrzyskich sympatyków koszykówki. Kochałem koszykówkę. Oglądanie wspaniałych meczy naszego Górnika, niezależnie, czy klub był wtedy w II czy III lidze dawało mi siłę – opowiada dalej. - Wspierał mnie bardzo tato, który wcześniej kibicem wcale nie był. Myślę, że zaczął się interesować koszykówką na dobre ze względu na mnie. Razem jeździliśmy, na mecze do Wałbrzycha. Jako 18- latek marzyłem, żeby zagrać w reprezentacji Górnika. Wszystko temu podporządkowałem. Powiodło mi się. To były fajne czasy. Dwa lata grałem w II lidze. Trzeci sezon miałem zacząć. Był rok 1998. Wiosną doznałem kontuzji nogi. Miałem ją w gipsie i naturalnie była przerwa w graniu. Wszystko zmierzało ku dobremu. Zbierałem siły. Podpisałem nawet swój pierwszy kontrakt na grę w zespole seniorów Górnika. Odbyłem tylko jeden trening. Niestety, w sierpniu doszło do wypadku samochodowego.... Nie byłem kierowcą. Ucierpiałem w nim tak groźnie jako pasażer.
Jak mówi dziś Marcin, samego wypadku nie pamięta.
- Była niedziela, jechaliśmy na wypoczynek nad wodę z kolegą. Straciłem przytomność. Nie od razu myślałem o tym, że nie będę chodził. Wierzyłem, że pomogą mi szpitale, do których kolejno trafiałem, ze słynnym Konstancinem na czele! To, że już zostanę na wózku uzmysłowił mi rehabilitant właśnie w Konstancine. Zaraz też dodał, że nie jestem jedynym i najważniejsze, że przeżyłem, i to nie jest koniec świata. Lekarze nie mieli odwagi mi tego powiedzieć – wspomina sportowiec. - Wtedy pomógł mi bardzo klub: trener, koledzy z drużyny. Rozegrane zostały również mecze towarzyskie Górnika z zespołem Śląska Wrocław, z których dochód przeznaczony został na moją rehabilitację. Byłem i jestem dumny, że trenowałem i grałem w Górniku. Jestem wierny temu klubowi i tu też trenuje teraz mój syn 11- latek w juniorach, jak ja przed laty.
Marcin Balcerowski w koszykówkę na wózkach zaczął grać w 2000 roku.
- Namówił mnie do tego Henryk Fortoński, który do mnie zadzwonił i powiedział, że jest taka drużyna w Wałbrzychu. Zachęcał, dodawał motywacji, żeby przyjechać, bo wiedział, że grałem w koszykówkę wcześniej - mówi. - Przyjechałem na pierwszy trening. To, co zobaczyłem, było trochę dziwne. Nie od razu mogłem dorzucić piłką do kosza, ale jak się siedziało 2 lata w domu to ręce były słabe. Potem zacząłem przyjeżdżać na treningi już regularnie. Najpierw do Wałbrzycha, a następnie do Wrocławia, jak tu się drużyna rozpadła. Zdobyliśmy nawet Mistrzostwo Polski, jako reprezentacja Dolnego Śląska. Do reprezentacji Polski powołany zostałem 2002 roku. Byłem na Mistrzostwach Europy we Francji i Niemczech. Kawał świata już zjeździłem z polską drużyną. Na co dzień trenuję w niemieckim klubie RSC Zwickau. Niemcy, i nie tylko oni, w Europie mają bardzo mocne ligi w koszykówce na wózkach. Nie mieszkam w Niemczech. Na treningi i mecze dojeżdżam na kilka dni w tygodniu do Zwickau, gdzie jest wspaniała hala sportowa. Mam taką możliwość, bo to w końcu nie jest daleko.
Jak podkreśla pan Marcin, w koszykówce na wózkach są różnice, ale jest i wiele podobieństw z koszykówką sportowców pełnosprawnych.
- Gramy na specjalnie skonstruowanych wózkach, robionych pod wymiar zawodnika. Wymiary boiska oraz wysokość kosza są takie same, jak w normalnej koszykówce. Dla każdego, kto nie widział takiego meczu pewnie będzie zaskoczeniem, że skuteczność naszych rzutów jest podobna, jak w piłce koszykowej na nogach i rzucamy w jednym meczu podobną ilość punktów.
Wałbrzyszanin podkreśla, że jego wielką siłą była i jest rodzina.
- Moi najbliżsi: rodzice, żona Sylwia syn Aleksander – 11 latek i córeczka Maja 4- latka. I przede wszystkim żona Sylwia, dziewczyna, która pomimo wypadku została przy mnie i natychmiast przyjechała z odległego Lublina. Kiedyś dopingowała mnie na meczach, jak grałem jeszcze w Górniku przed moim wypadkiem - mówi. - Poznaliśmy się też dzięki koszykówce po jednym z meczy Górnika w Lublinie, poznałem właśnie ją to też moje wielkie szczęście i dar od losu. W dalszym moim życiu nadal odgrywa główną rolę. Jestem szczęściarzem - mam wspaniałą rodzinę i pracę, którą też kocham!
Marcin Balcerowski: - Byłem i jestem dumny, że trenowałem i grałem w Górniku.
<-- Cofnij