http://gornikwalbrzych.blogspot.com - MARCIN "Gliniarz" KOWALSKI - ur. 1982, 178 cm, rozgrywający, poprzedni klub: Nysa Kłodzko (II liga).
Sezon 2010/11 w Górniku: 11 meczów, 33.0 min, 6.8 pkt, 4.5 as, 3.4 str, 53 % za 2 (17/32), 32 % za 3 (9/28).
Po odejściu Krzysia Jakóbczyka do Sportino potrzebowaliśmy kogoś, kto załata dziurę. Mając na uwadze górnicze limitacje finansowe nie spodziewaliśmy się cudów. Postawiono na twarz znajomą, która powinna grze w I lidze podołać. Postawiono na naszego wychowanka. Szybko stało się jasne, że niezmordowanego strzelca Jakóbczyka zamieniamy na kreatora Kowalskiego. Zespół w styczniu przeszedł niemałą transformację nie tyle jakościową, co systemową.
Do postawy Marcina nie możemy mieć pretensji. Co więcej, powinniśmy mu w darach składać owce. Pomimo tego, że w klubowym sejfie można było znaleźć co najwyżej kurz, Kowalski powrócił. W dobrym stylu. W jego grze nie było polotu czy popisów, swoje miejsce znalazła za to solidność. To właśnie ona najlepiej określała to, co nam popularny "Gliniarz" zaoferował. Był trochę jak prawdziwy z krwi i kości, ciężko pracujący górnik - ojciec rodziny, który o świcie zmierzał do pracy, by powrócić późnym wieczorem. Świat o nim nie słyszał, nie był na ustach innych. Nie zależało mu na tym. Postanowił rzetelnie wykonywać swoja robotę. Bez poklasku. Wyglądało to tak, jakby wychodził z założenia, że jeżeli ma się stawić na 8:00, to o 7:55 jest już spóźniony.
Najprostsze określenia, pasujące jak ulał do naszego rozgrywającego to wyrobnik czy rzemieślnik, po prostu zwykły, polski Kowalski. Ale co w tym złego ? Nic a nic. Kochamy solidnych rzemieślników, którzy w każdym meczu nie schodzą poniżej pewnego poziomu. Zawodnik z jego DNA, czyli taki, który myśli: "najpierw podam, potem rzucę" jest jak uniwersalny klocek Lego. Pasuje wszędzie i zawsze. Nie ma wyjątków. Wyobrażacie sobie drużynę biało-niebieskich, w której równocześnie mamy kreatora Kowalskiego i strzelca Jakóbczyka ? "Ja ci podam, a ty rzucaj, czyli ja robię swoje, a ty swoje" Cudowna wizja.
Stop !
Rzeczywistość każe nam zejść na ziemię.
Niejednokrotnie w sezonie odnosiłem wrażenie, że Marcina na boisku nie było. Dopiero w statystykach pomeczowych czytałem, że jednak grał. 30 minut. O czym to świadczy ? Że nie trafił trzy razy z rzędu za trzy punkty ? Że nie zaliczył 25 punktów ? Być może. Ale świadczy to także o tym, że Marcin nie popełniał rażących błędów, które są równie długo pamiętane, co udane zagrania.
Przyjemnie się robi, gdy przypominamy sobie, że Marcin Kowalsku to nasz wychowanek, nasz wicemistrz Polski juniorów starszych 2000. Dobrze, że jest z nami. Jego spokój i opanowanie koją nas bardziej niż Beethoven. Nie ma w nim błysku ? Błyszczeć mogą inni.
<-- Cofnij