Newsy
Nie wyrzucamy pieniędzy w błoto/ 2002-10-25 18:46:00 /
Z Andrzejem Orzechowskim, nowo wybranym sekretarzem zarządu sekcji koszykówki w MKS Polonia Przemyśl, rozmawia Henryk Majcher. "Udało się nam zbudować naprawdę dobry zespół za ponad dwa razy mniejsze pieniądze niż jeszcze rok temu" - zapewnia Andrzej Orzechowski. Wywiad prezentujemy dzięki uprzejmości dziennika "Super Nowosci". Koszykarscy kibice znają cię głównie z radiowych transmisji wyjazdowych meczów Niedźwiadków, tymczasem od kilku dni jesteś członkiem zarządu sekcji koszykówki w Polonii. Jak zostałeś działaczem sportowym? - Zupełnie naturalnie. Od 1992 roku, czyli od awansu Niedźwiadków do II ligi, jestem fanem Polonii, zaś sześć lat temu, dzięki Bogusławowi Winiarskiemu, zacząłem mówić o koszykówce w Radiu HOT. Kilka miesięcy później poznałem panią Basię Wiśniowską, wspaniałą osobę, która przez wiele lat była członkiem zarządu klubu. Od kilku lat działam więc w przemyskiej Fundacji Rozwoju Koszykówki, powstałej z jej inicjatywy. Dzięki pani Basi, poznawałem mechanizmy rządzące klubem, jak też klubowych działaczy. I tak prawdę mówiąc, uczyłem się na ich błędach. Po spadku koszykarzy do II ligi już nie tylko od działaczy, ale i kibiców Polonii słyszałem zdanie, że lepiej koszykówkę odpuścić i postawić na młodzież, zaś zaoszczędzone z tego tytułu środki przeznaczyć na polonijny futbol. Takie opinie denerwowały mnie, a zarazem mobilizowały do działania. Razem z Mariuszem Zamirskim i Markiem Śliwińskim postanowiliśmy więc ratować, co się da. Nie mieliście łatwego zadania, bo już w czerwcu okazało się, że ze względu na trudną sytuację klubu budżet pierwszej drużyny jest o 60 procent niższy, niż rok wcześniej. - Gdy budowaliśmy zespół, nasz budżet został jeszcze dodatkowo okrojony. Na płace i mieszkania wszystkich zawodników kontraktowych w całym sezonie, klub w czerwcu gwarantował 200 tys. złotych brutto, czyli tyle, ile przez rok może zarobić siedmiu lub ośmiu nauczycieli z 30-letnim stażem. Okazało się jednak, że w tej kwocie trzeba jeszcze zmieścić płace trenera i masażysty, wypożyczenia, transfery, zwroty za wpis na listę transferową, licencje zawodników i stypendia dla młodych koszykarzy trenujących z pierwszym zespołem. Mimo tych trudności, zmieściliśmy się w budżecie, m. in. rezygnując z kolejnych wzmocnień! Chcieliśmy sprowadzić jeszcze jednego - dwóch zawodników. Nie udało się... Może i dobrze, bo dzięki temu w Polonii, po raz pierwszy od sześciu lat, zespół spokojnie mógł przygotowywać się do rozgrywek. Na siedem tygodni przed inauguracją ligi drużyna była już skompletowana! Trenowali wszyscy, z wyjątkiem Bartka Krupy, który przebywał w USA i ostatecznie podpisał kontrakt pod koniec sierpnia. Teoretycznie krótka ławka sprawiła, że swoją szansę mogą wykorzystać czterej 17-latkowie z pierwszej drużyny, wychowankowie Mariusza Zamirskiego: Kindlik, Karmazyn, Kołodziej i Turczyński. Po raz pierwszy od 10 lat większość zespołu Polonii to jej wychowankowie. To rezultat problemów finansowych klubu? - Nie, to świadoma polityka! W poprzednich trzech sezonach różne były pomysły na budowanie drużyny, z tego powodu opuścili Polonię Artek Olszanecki, Krzysiek Mila, później też Daniel Puchalski i Tomek Przewrocki. Ktoś miał interes w tym, by sprowadzać wędrowniczków dbających głównie o własne statystyki, nie zaś o wynik zespołu. I choć na pewno w każdym z trzech ostatnich sezonów Polonia miała przyzwoity budżet, duża część pieniędzy była wyrzucana w błoto. W jednym roku pieniądze wypływały z Przemyśla do Chorwacji, w innym do Zielonej Góry. Efekt jest taki, że dziś gramy z Kominkami i Zniczem, choć dwa i pół roku walczyliśmy ze Śląskiem Wrocław i Anwilem Włocławek. W tym roku budowaliśmy zespół tak, by nikt nie miał wątpliwości, że gra Polonia Przemyśl. Osiemdziesiąt procent zespołu to wychowankowie Polonii i ludzie, którzy swoją przyszłość wiążą z Przemyślem. Daniel Niemiec tu się urodził i tutaj chce grać. Daniel Puchalski też nie wyobraża już sobie życia poza Przemyślem, nie chce budzić się każdego dnia na drugim końcu Polski, z dala od syna i żony. Jest tylko dwóch ludzi „z zewnątrz”, czyli Bartek Krupa z Przeworska i Robert Grzyb ze Stalowej Woli. Ale oni szybko znaleźli wspólny język z drużyną, atmosfera sprzyja więc wygrywaniu. Nietrudno zauważyć, że zmienił się nie tylko zespół, ale i układ organizacyjny wokół drużyny. - To fakt. Od kilku lat profesjonalnym sportem w Polonii zarządzają społeczni działacze. Mniejszy budżet paradoksalnie był szansą dla przemyskiego basketu. Koszykówka poznała przyjaciół w biedzie?! - Owszem. Godząc się na dwa razy mniejszy budżet niż w ubiegłym roku postawiliśmy także pewne warunki, które prezes Jerzy Miśkiewicz spełnił! Przede wszystkim odsunięto od koszykówki ludzi odpowiedzialnych za spadek zespołu z ekstraklasy i I ligi. Po drugie, mieliśmy autonomię działań i choć zarząd nie spieszył się z akceptacją wielu naszych decyzji, udało się nam zbudować naprawdę dobry zespół za ponad dwa razy mniejsze pieniądze niż jeszcze rok temu. Na pewno zaskoczyliśmy kilku członków zarządu klubu, bo przed sezonem miało być odwrotnie, to piłkarze mieli bić się o awans, a koszykarze walczyć o środek tabeli. Piłkarze rozczarowują, a koszykarze są zdecydowanym faworytem w walce o I ligę. Trener Mariusz Zamirski i działacze wciąż jednak nie mówią głośno o awansie. Dlaczego? - Bo zdajemy sobie sprawę z sytuacji w klubie. Koszykarze, choć trenują już trzy miesiące, otrzymali na razie wypłatę tylko za sierpień. Nie wróży to dobrze, bo przecież zawodnicy muszą z czegoś żyć. Nie ma co ukrywać, Polonia jest zadłużona. Nie wiem, czy kiedykolwiek wyjdzie na prostą, bo piłkarskie transfery, wypożyczenia, licencje, płace, karty zawodników i ich mieszkania kosztują klub trzy razy więcej niż koszykówka w Polonii. Dlaczego tak się dzieje? Mam nadzieję, że na listopadowym walnym zebraniu sprawozdawczym ktoś z zarządu klubu na to pytanie odpowie. Jednak przede wszystkim liczę na to, że przed niedzielnym wyjazdem do Krakowa na ostatni mecz tej rundy z Koroną, koszykarze otrzymają przynajmniej wynagrodzenia za wrzesień. W listopadzie przemyska koszykówka może mieć lepszą reprezentację w Radzie Miasta niż w zarządzie klubu. Dlaczego, podobnie jak Mariusz Zamirski czy Daniel Puchalski, zdecydowałeś się na start w wyborach? - Na pewno nie chodzi o to, by z pieniędzy publicznych finansować zawodową koszykówkę w Przemyślu. Liczę na to, że koszykarskie lobby sprawi, że urząd spełniać będzie swoje ustawowe obowiązki. Zgodnie z ustawą o kulturze fizycznej prezydent miasta jest organem nadzoru dla stowarzyszeń sportowych. Tymczasem nadzoru nie ma, na czym traci nie tylko zawodowa koszykówka, ale i piłka nożna w Polonii. Henryk Majcher "Super Nowosci" Publikowane na tym serwisie komentarze są tylko i wyłącznie osobistymi opiniami użytkowników.
Serwis nie ponosi jakiejkolwiek odpowiedzialności za ich treść.
Użytkownik jest świadomy, iż w komentarzach nie może znaleźć się treść zabroniona przez prawo. dodaj komentarz | Komentarze:
|
|||||||||||||||||