Newsy
Mój Górnik - Nasi czyli moi/ 2012-04-19 10:02:40 / Marcin Durczak /
Grażyna Kulesza Szypulska - Z koszykarzami naszego Górnika nie miałam wielu kontaktów osobistych. I dobrze. Ci z dawnych lat pozostali w mej pamięci jako sportowi idole, młodsi zaś są dla mnie symbolami klubu i miasta. Podziwiałam wszystkich, ale jest w moim życiorysie kilka postaci szczególnych, niekoniecznie ze względu na postawę z boiska. O Januszu Krzesiaku już pisałam, o Mieczysławie Zenflerze wspominam przy każdej okazji....Wśród moich chłopaków z lat 70-tych ważną postacią jest Witek Domaradzki. Wśród rywali wzbudzał strach. Często słyszałam jak mówiono z przerażeniem „Uwaga! Domaradzki wchodzi!”. Nas to śmieszyło, bo Witek wcale groźny dla otoczenia nie był. Ze Staszkiem Ignaczakiem i Grześkiem Karolewskim byliśmy razem na wczasach w Dziwnowie. To znaczy oni byli sami i podrywali brunetkę, ja – z tatą i bratem, i nikt mnie nie podrywał, bo miałam 12 lat. W sumie nie wiedziałam wiele o życiu prywatnym naszych sportowców, z wyjątkami. Pierwszy był ....moim sąsiadem z podwórka. Kiedy słynnego 3 lutego 1971 roku ujrzałam go na boisku w barwach pierwszoligowego Górnika, zatkało mnie. Przecież mieszka parę klatek ode mnie, znam go od „zawsze”, czemu nikt mi nie powiedział, że to koszykarz? I do tego wyjątkowy. Nie wychodził w pierwszej piątce, ale jak już pojawił się na boisku to doskonale robił swoje, czyli rzucał. Kiedyś taki rzut nazywano „rzutem z dystansu”, dziś jest to z reguły „rzut za trzy”. W czasach, kiedy często grano strefą, takie rzuty były niezwykle cenne. W Górniku ich niekwestionowanym królem był Poldek Podstawczyński, chłopak z Nowego Miasta. Jeśli przeglądacie statystyki meczów z tamtych lat, do ilości zdobytych przez niego punktów dodajcie jeszcze jedną trzecią, żeby było sprawiedliwie, bo kiedyś rzutów za trzy nie było. Kolejny chłopak z Nowego Miasta - symbol Górnika jest mi już znacznie bliższy. Też znam go „od zawsze”, ale początkowo był to kuzyn koleżanki z podwórka. Mieszkał z braćmi i rodzicami trochę dalej, ale wszyscy często odwiedzali swą rodzinę na Ogińskiego. Był starszy od kuzynki i ode mnie, co w latach „nastoletnich” bywa czasami przepaścią, ale nie do tego stopnia, by nie mówić do niego po imieniu. Za to jego starszy brat zapisał się głośno w mej pamięci. Posiadał motocykl (głośny oczywiście) i woził nas – dzieci trasą: Ogińskiego, Sygietyńskiego, Karłowicza, Namysłowskiego.... Daleko? Nie, mieszkaliśmy po prostu w „kwadracie” tych ulic. O tym, że młodszy brat trenuje w „Górniku” dowiedziałam się od taty. Słyszał o nim bardzo pochlebne opinie. Kariera Zenka Kozłowskiego rozbłysła po moim wyjeździe z Wałbrzycha. Po raz pierwszy w składzie Górnika pojawił się w sezonie 1974/1975, po raz ostatni - 1989/90. Był przez wiele, wiele lat podstawowym zawodnikiem naszej drużyny. Zawsze mnie poznawał. Do dziś mieszka na Nowym Mieście. Cóż, Nowe Miasto miało szczęście do koszykarzy. Tu mieszkał również Janusz Krzesiak, a na Ogińskiego wychował się Maciej Buczkowski z drużyny mistrza kraju z 1988 r. Kiedy opuściłam Wałbrzych, wszyscy z napisem „Górnik” na koszulkach byli dla mnie symbolami miasta. Niestety, nie wszystkich znałam nawet z widzenia. O jakości zdjęć prasowych już pisałam...w telewizji Górnika też nie było, a podczas jednego czy dwóch meczów w sezonie, kiedy widziałam swoich trudno było zanotować wszystkich w swej pamięci. O kontaktach osobistych nie wspomnę, bo ich po prostu nie było.... Ale kiedyś mnie olśniło...
Publikowane na tym serwisie komentarze są tylko i wyłącznie osobistymi opiniami użytkowników.
Serwis nie ponosi jakiejkolwiek odpowiedzialności za ich treść.
Użytkownik jest świadomy, iż w komentarzach nie może znaleźć się treść zabroniona przez prawo. dodaj komentarz | Komentarze:
|
|||||||