Osłabiona, brakiem Darylla Greene i Damiena Argetta, Victoria Górnik przyjechała do Zgorzelca praktycznie z góry skazana na porażkę. Trener Mieczysław Młynarski do dyspozycji miał praktycznie tylko pięciu zawodników, których wspierali juniorzy. - Turów zdeklasował nas, co było zresztą widać, ale przyjechaliśmy tutaj w piątkę. Dwóch zawodników rozchorowało się przed meczem - mówił na pomeczowej konferencji prasowej szkoleniowiec wałbrzyskiego zespołu.

W poczynaniach wicemistrzów Polski od początku widać było sporą rezerwę sił. Koszykarze PGE Turowa nie grali z taką determinacją i zaciętością, jak kilka dni wcześniej z Polpharmą. Rywal może nie został zlekceważony, ale gospodarze podeszli do spotkania z większym dystansem, co oczywiście się zemściło. Chociaż zawodnicy Pawła Turkiewicza początkowo, szczególnie dzięki wszechstronnemu Chrisowi Danielsowi, powiększali prowadzenie, z czasem nie mogli znaleźć odpowiedzi na Kamila Chanasa.

Obie ekipy, o dziwo, prowadziły bardzo wyrównaną grę i nie widać było dzielącej je różnicy. PGE Turów bardzo dobrze spisywał się pod koszami, gdzie bardzo szybko wypracował sobie ogromną przewagę. Jednak w ofensywie zgorzelczanie zbyt często decydowali się na rzuty z dystansu, które nie zawsze dochodziły do celu. Z czasem wicemistrzowie Polski budowali przewagę, która po dwudziestu minutach wynosiła już 16 punktów. Warto zaznaczyć doskonałą grę Kamila Chanasa, rzucającego Victorii Górnika, który w tym czasie miał na swoim koncie już 23 punkty.

- Trzymaliśmy się tak długo, jak potrafiliśmy. Oczywiście, że chcieliśmy tu wygrać, ale Turów nas zdeklasował – przyznał Mateusz Bierwagen.

Po przerwie zawodnicy Pawła Turkiewicza zaczęli agresywnie bronić i natychmiast przyniosło to efekty. Koszykarze Victorii Górnika postawili na indywidualne akcje, ale po zmianie stron nie mieli zbyt wiele do powiedzenia. Wejścia pod kosz gości kończyły się potężnymi blokami, a podania przechwytami, w czym brylował Chris Daniels.

Kapitalny moment gry miał Robert Witka. Polski skrzydłowy czarował repertuarem zagrań. Witka nie tylko zbierał, trafiał z dystansu, spod kosza, ale także efektownie mijał rywali i z impetem wsadzał piłki do kosza. Zupełnie zatrzymany został Chanas, ale jego rolę przejął Adam Waczyński. Osamotniony nie mógł jednak liczyć się w walce z PGE Turowem i przed ostatnią kwartą goście tracili do gospodarzy aż 31 punktów.

To był jednak dopiero przedsmak prawdziwego show w wykonaniu gospodarzy. Tyus Edney i spółka grali bardzo zespołowo, pozwalając sobie na efektowne akcje. Amerykański rozgrywający z ogromną łatwością trafiał i mijał rywali, ale oczy wszystkich skupione były na młodego Sebastiana Szymańskiego. Polak przez osiem minut wypracowywał pozycje swoim partnerom i zaprezentował kilka ciekawych zagrań, zapisując na swoim koncie siedem punktów.

Zgorzelczanie nie pobili rekordu w ilości zdobytych punktów w jednym meczu w obecnym sezonie, a jedynie go wyrównali. Szansę na to miał Alex Harris, ale w akcji sam na sam z koszem nie udało mu się efektownie wsadzić piłki do kosza.

Damian Chodkiewicz - plk.pl

<-- Cofnij